Polskie magnetofony kasetowe - część 1 - magnetofony stacjonarne
Polskie kasetowe magnetofony stacjonarne.
Magnetofony kasetowe w Polsce pojawiły się gdzieś na początku lat 70. Rzec można śmiało, że wśród potencjalnych użytkowników mogły w porównaniu z innymi źródłami dźwięku, występować w stężeniu co najwyżej 1:1000.
Nadal były to czasy, gdy wcale nierzadko można było zobaczyć osobnika trzymającego w ręku lub przy uchu grające radio tranzystorowe, co nasilało się zwłaszcza w maju, podczas Wyścigów Pokoju. Wśród moich rówieśników istniał tylko jeden magnetofon kasetowy i był to oczywiście Philips (opisany wcześniej). Można było więc zasiąść przy piwie i raczyć się własną muzyką. Mnie ten okres kojarzy się ze słuchaniem z kaset Deep Purple In Rock i Ummagummy.
Polski magnetofon kasetowy pojawił się dzięki zakupieniu przez ZRK licencji firmy Thomson i był to MK 125. Z tym magnetofonem spędziliśmy urocze wakacje w roku 1972. Specjalnie też przed wyjazdem wyrzeźbiliśmy do niego obudowę dla dodatkowego głośnika. Muzyka pozostała z tamtego kręgu co poprzednio, tyle, że dołączył jakiś wczesny King Crimson oraz klasyka spod znaku Creamów i Hendrixa. Niepozorna "kasetówka" miała spore pole rażenia, bowiem stojąc na pomoście nad jeziorem obejmowała zasięgiem dobre kilkaset metrów. Nie przypominam sobie też większych problemów ze zużywającymi się bateriami.
Jak widać "kasetówki" służyły jako przenośne źródło muzyki w kontekście wakacyjno-rekreacyjno-rozrywkowym. Na magnetofony stereofoniczne, nie wspominając o Hi-Fi, przyszło jeszcze trochę poczekać.
Oczywiście historia magnetofonów kasetowych nie mogła się toczyć innymi torami niż innych sprzętów powszechnego użytku, w sensie ogólnych trendów występujących na świecie. Te trendy miały w Polsce swoje skromniejsze odbicie.
W połowie lat 70 zaczęły się pojawiać w Polsce stacjonarne magnetofony kasetowe, i o ile pamięć mnie nie myli, to w moim kręgu były to produkty AKAI. W tym okresie Zakłady Radiowe im Kasprzaka dokonały obudowania w stacjonarną obudowę MK125 i tak powstał magnetofon kasetowy M 531S.
Ponieważ jesteśmy w epoce, która określam mianem "inwazji wzmacniaczy" to rzecz jasna ta "kasetówka" miała i wzmacniacz. Powtórzmy zatem raz jeszcze ulubiony refren: Jeśli użytkownik miał już jako wzmacniacz Meluzynę, to koncern Unitra w ramach rozbudowy systemu oferował gramofon Fonomaster ze wzmacniaczem do tego magnetofon szpulowy ZK 246 ze wzmacniaczem, no i teraz dochodził magnetofon kasetowy... także ze wzmacniaczem... Jeden zestaw i cztery wzmacniacze - prawdziwa klęska urodzaju.
- M 531S ZRK 1975
Następny krok został wykonany w kierunku dziwnym i słabo przewidywalnym. Otóż pojawił się wtedy Marcin. Magnetofon, który bił większość produkcji zachodniej (czy dalekowschodniej) pochodzącej z dolnej półki. Co prawda parametry typu pasmo przenoszenia nie rzucały na kolana, ale za to odpowiadała po części ferrytowa głowica uniwersalna (zapis-odczyt) SONY PF145 (o dobrze ile pamiętam), będąca za to niezwykle trwała. Te głowice występowały w magnetofonach Sony i wtedy nosiły nazwę marketingową F&F czyli ferryt i ferryt. Zresztą przed wszystkimi konstruktorami stawał wtedy wybór trwałość czy jakość. Ferryt czy permaloj.
Magnetofon Marcin miał mechanizm sterowany w całości elektrycznie i miał dwusilnikowy napęd z silnikiem głównym, który dziś nazwalibyśmy pewnie BLDC (bezkomutatorowy silnik prądu stałego). Można by powiedzieć, że Marcin to magnetofon-marzenie. Szkoda, że była to prawda w dosłownym znaczeniu słowa "marzenie", bowiem mimo ceny o rząd wielkości większej od MK531 i tak w sklepach można było tylko zobaczyć uszkodzone egzemplarze, a i to niezwykle rzadko.
Na bazie Marcina powstała też m.in. pamięć kasetowa do zapisu analogowych sygnałów pomiarowych, co potwierdza wysoką klasę jego mechanizmu. Była też wersja kwadrofoniczna. Jaka była zawartość "wsadu dewizowego" w tym magnetofonie trudno mi powiedzieć. Myślę, że z czasem uda się to zagadnienie doprecyzować, ale już można założyć, że spora.
- M 601SD Marcin ZRK 1977 (Sony ???)
- M 624, M 6010, M 626 Rodzina Marcina ZRK
Na tym etapie mieliśmy zatem w kraju dwa stacjonarne magnetofony kasetowe. Pierwszy, popularny, który stanowił "zło konieczne" i którego wśród prawdziwych fanów muzyki właściwie nikt nie chciał oraz drugi, wart bez mała 10 razy tyle wirtualny przedmiot pożądania. Mniej więcej w czasie pokazania się "na rynku" Marcina, ktoś z decydentów wreszcie pojął, że czas zamknąć etap inwazji wzmacniaczy i pojawiła się wersja M 532 SD czyli "deck".
- M 532SD ZRK 1977
Patrząc na nazewnictwo zauważamy przy okazji, że nazwa "deck" przylgnęła do magnetofonów kasetowych, co miało miejsce tylko w Polsce. W ciepłych krajach oprócz "cassette deck" istniał także magnetofon szpulowy bez wzmacniacza czyli "tape deck", podobnie jak "record deck" czyli gramofon bez wzmacniacza. Widać z tego jasno, że określenie "deck" odpowiada własności "bez wzmacniacza".
M 532 SD miał jeszcze jedną cechę charakterystyczną, a mianowicie mało atrakcyjny wygląd.
Kolejnym krokiem na ścieżce sprzętu "popularnego i dostępnego" stała się Finezja - magnetofon w dalszym ciągu pracujący w pozycji leżącej.
- M 536SD HiFi Finezja 1 ZRK 1979
Magnetofon cieszył się sporym wzięciem i uchodził za bardzo nowoczesny wzorniczo, co w końcu na tle M 531 S i M 532 SD nie było trudne do osiągnięcia. Finezja miała kilka generacji i zakończyła swój byt na zesłaniu w zakładach przy ulicy Lubelskiej w Lubartowie.
Nieco wcześniej w ewolucji "kasetówek" nastąpił krok nieprzewidywalny. Pękł mianowicie monopol ZRK w dziedzinie stacjonarnych magnetofonów kasetowych.
Obserwowałem go trochę "od kuchni". Otóż chwilę po zaistnieniu M 532, w miejscu niezastąpionym dla DIY - majsterkowiczów budujących sprzęty poza fabryką - czyli na warszawskim Wolumenie - pojawiły się mechanizmy "kasetówek". Luzem. Mechanizm był zacny, dwusilnikowy i przeznaczony do całkowicie elektrycznego sterowania. Byłem wśród optymistów, którym się wydawało że na bazie tego mechanizmu zbudują magnetofon naprawdę wysokiej klasy. Mechanizmy cieszyły się wzięciem wśród takich jak ja optymistów, ale z tego co pamiętam projekt do wersji "grającej" doprowadził tylko jeden ze znajomych, a do wersji "wyglądającej" nie starczyło chyba samozaparcia, chociaż możliwości wykonawcze były wówczas wielokrotnie większe niż obecnie...
Tak naprawdę to mechanizm mieszkał w magnetofonie Diory MSH 101, oczywiście dostępnym w handlu jedynie teoretycznie. W zasadzie metody na zdobycie tego magnetofonu były trzy: niezwykła cierpliwość, czyli meldowanie się o 6:00 w salonie Unitry w celu zaistnienia na listach kolejkowych, niezwykła tolerancja polegająca na pogodzeniu się ze spekulacyjną ceną (zwykle około 2-krotną) i nabycie magnetofonu na "wolnym rynku" oraz łut szczęścia, czyli spontaniczne wejście do salonu Unitry np. w niedzielę handlową przed Wielkanocą... Magnetofon MSH 101 był można powiedzieć produktem pełnokrwistym, już z następnej epoki, czyli "epoki inwazji wież". Produktem naprawdę nowoczesnym, który dał początek całej rodzinie udanych konstrukcji wypuszczonych przez Diorę.
A Kasprzak... no cóż w tym czasie nadal pracował na Finezją.
Kiedy produkcja Finezji osiągała pełną moc to już w zasadzie tych magnetofonów nikt nie chciał. Było tak dlatego, że obowiązującym trendem stały się wieże, do których Finezja już nie pasowała. W epoce mieszkań o skromnych metrażach trend "wieżowy" został podchwycony bardzo szybko i skutecznie.
Przypominam, że wieża Hi-FI ma dwa podstawowe parametry: szerokość i kolor. MSH 101 pasował więc także do wzmacniaczy Foniki, pod warunkiem, że były srebrne. Tak czy inaczej, przez pewien okres MSH 101 był jedynym magnetofonem kasetowym przystającym do wieży.
I tu znalazł swoją szansę Kasprzak. Pojawiły się bowiem dwie serie magnetofonów które nazwiemy umownie "wąskimi", czyli seria 80xx o szerokości 300 mm (czyli miniwieży) i "szerokimi", czyli seria 70xx o szerokości 440 mm (czyli zwykłej wieży). Z czasem pojawiły się także wieże midi szerokości 350 mm oraz wystąpiło zapotrzebowanie rozbudowywania wież z produktów Radmor o szerokości 524 mm.
Kasprzak odzyskał silną pozycję. Ba, nawet ją umocnił oferując magnetony nie tylko o szerokości mini wieży, ale także w dwu kolorach srebrnym lub czarnym.
- M 8010 (ALTUS D60, M 8011, M 8041, M 8047, K 8018, M561, M561SD) ZRK 1981-1986 ?
- M 7010, M 7020 ZRK 1983
- M 3016 M 3016 ZRK 1988
- M 9201 M 9201 ZRK 1990
- M 9010 (M 9100,9109,9012 i M 9115) ZRK 198x
- M 9108 ZRK 198x
Technicznie magnetofony miały mechanizm transportu taśmy sterowany mechaniczne, co wówczas nazywano magnetofonem "na pedały". Czyli pozostawały mimo wszystko krok za produkcją Diory. Zresztą fabryka z Dzierżoniowa wkrótce wprowadziła także nie tylko magnetofony do mini wieży, ale także magnetofony do wieży "slim line" zwane popularnie "szufladami" oraz magnetofony dwukasetowe do wieży "midi" o szerokości 350, które miały także uproszczony mechanizm przesuwu taśmy.
- MDS 411D Etiuda Diora 1978
- MDS 445, 446, 4461 i 4462 Diora 1985
- MDS 454 (MDS 450) Diora
- MDS 456 Diora 1986
- MDS 417, 418, 430, 430B, 432, 440, 442, 4421 i 4422 Diora 1984?-1991
Z czasem u Kasprzaka także pojawił się "miękki" mechanizm gdzie niektóre funkcje były wspomagane czyli "soft touch". To wszystko zwiastowało nadejście epoki cudownego mnożenia bytów...
Magnetofony różniły się wyglądem w zależności do której wieży były przeznaczone i numeracją w zależności czy układ redukcji szumów był Dolby czy jedynie "dolbypodobny".
Należy też zauważyć, że inni wytwórcy sprzętu Hi-Fi, czyli Magmor, Radmor i Lubartów też wprowadzali na rynek swoje wyroby. Nie były to jednak wyroby głównego nurtu.
Magmor, oprócz odpowiedników M53x produkował model leżący z płytą czołowa pasującą do wieży. Ta konstrukcja występowała pod hasłem marketingowym "top loading", w odróżnieniu od spotykanego na zachodzie "front control". Chyba nie trzeba dodawać, że były to magnetofony również oparte konstrukcyjnie o M 53x.
- MSD 5220 Magmor 198?
- MSD 1402, MDS1403, MDS 1404, MSD 1405 Magmor 198?-9?
Radmor w latach 90-tych zaczął oferować "własne" magnetofony, głównie dwukasetowe i z autoreversem - za to w niszowych ilościach. Te konstrukcje prawdopodobnie były oparte o mechanikę importowaną z dalekiego wschodu. Magnetofony Radmor pojawiły się w czasach kiedy płyty CD były już w rozwiniętym natarciu. Nie zdołały więc na dobrą sprawę zaistnieć. Można wyróżnić co najmniej magnetofony Radmor 5430, 5530, 5532, 5532B i 5533. Ponieważ to nie były zbyt popularne produkty trudno o nich znaleźć informacje. Z kompletnym przeglądem produkcji sprzętu audio zakładów Radmor można się zapoznać na stronie http://www.radmory.prv.pl/ .
Produkcję magnetofonów stacjonarnych utrzymywał także Lubartów. Były to konstrukcje oparte o przeniesioną z ZRK produkcję magnetofonów M53x i Finezja. Finezja doczekała się wersji co najmniej piątej. Znane są także prototypy Finezji wyposażone we wskaźniki diodowe, a nawet przeznaczone do wież jak np. M512SD (czyli w skrócie można je nazwać "front control&loading"). Próbowano także opracowywać nowe konstrukcje jak np. prototyp magnetofonu dla pierwszej generacji amplitunerów Radmoru - Kormoran 600B z mechaniką zbliżoną do tej z radiomagnetofonu Condor. Niektóre z tych magnetofonów doczekały się serii próbnych, a inne powstały zaledwie w paru egzemplarzach... (Więcej informacji: Forum lubartów24.pl)
- M 531S Lubartów 197?
Generalnie wraz z nadejściem epoki mnożenia bytów w magnetofonach zagościł plastik, który panuje do dziś. Należy się z tym pogodzić, co nie oznacza, że należy ten fakt podziwiać.
Nie darzę tej epoki specjalnym sentymentem, dlatego też została ona potraktowana dość pobieżnie. Nie oznacza to, że nie wrócimy do tego tematu, aby go dokładniej opisać.
Nie mam też doświadczeń związanych z systematyczną eksploatacją tych magnetofonów, bowiem w tym czasie używałem już swojego pierwszego Pioneera (CTF 700)...
Reasumując, temat polskich magnetofonów kasetowych stacjonarnych zamyka się w górnej połówce lat 90-tych i zamyka się ostatecznie.
Co do magnetofonów przenośnych to miałem z nimi jako posiadacz jeszcze dwa zetknięcia: Pierwsze, z MK122 i MK125 używanymi po przeróbkach jako "data recordery" do poczciwych ZX81 i ZX Spectrum. Drugie, z zakupionym, po przypadkowym wejściu, w stanie wojennym, do "krainy pustych półek", bodajże MK 235, który na krótko umilał mi czas służby w wojsku, i który zdążyłem przed wyjściem z jednostki sprzedać koledze z plutonu. Innymi słowy miałem go, ale nigdy nie miałem go w domu.
Temat magnetofonów przenośnych powróci jeszcze w formie oddzielnego artykułu...
Autor: doc. dr inż. Maciej Tułodziecki
Następna część cyklu: Polskie magnetofony kasetowe - część 2 - magnetofony przenośne.