Elektronika od Wielkiego Wybuchu

Z Technique.pl
Skocz do: nawigacja, szukaj

Wstęp do elektroniki, czyli co nam w domu gra

Urządzenia elektryczne otaczają nas w takich ilościach, że stały się powszednie i oczywiste jak fakt posiadania dużego palca u nogi. O ile są powszechne, to zasady ich działania oraz zjawiska jakie zaprzęgnięto do pracy pod obudowani naszych zabawek, tak oczywiste już nie są. Pod namową zaprzyjaźnionego pasjonata technik wszelkich a zwłaszcza technik audio, postanowiłem w sposób łopatologiczny i w miarę możliwości, od podstaw, podzielić się moją skromną bazą doświadczeń. Natura obdarzyła mnie trochę innym rodzajem ciekawości w odniesieniu do urządzeń technicznych, co w miarę wzrastania w latach, skutkowało rozmontowywaniem na części coraz to bardziej skomplikowanych i droższych zabawek. Tym praktykom przyświecało mi zawsze jedno pytanie, jak to działa? I tak od samochodzików na baterie, przez radyjko grające u mamy w kuchni, telewizor do oglądania dzienników przez ojca, na pralce skończywszy, kontynuowałem tą fascynująca podróż. A, że rozmontowane, należało złożyć do kupy, zanim rodzice wrócą z pracy, niepostrzeżenie wtargnąłem na pole zarezerwowane dla serwisantów. Mniejsza o szczegóły, jako miękki wstęp do następnych rozważań, przytoczę stwierdzenie pani od chemii, że w zasadzie wszystko jest fizyką. Jako, że znalazłem się w dziale audio, pominę kwestie mikserów i pralek a skupię się na urządzeniach audio, domykając wprowadzenie, stwierdzeniem, że wszystko co działa dzięki ruchowi elektronów, jest elektroniką.

Mam na imię Grzegorz, od czterdziestu lat ślęczę z lutownicą i miernikiem, budując, naprawiając lub przebudowując wszystko co na prąd, kiedyś zawodowo, obecnie dla przyjemności i wciąż żywej ciekawości.

Jak to działa

Na wstępie tego rozdziału, pragnę ostrzec zawodowych elektroników przed ryzykiem pęknięcia ze śmiechu, stosowane uproszczenia i porównania są adresowane dla ludzi pragnących zrozumieć elementarne podstawy i poznać zarys zjawisk tworzących urządzenia, o których napiszę później.

Zacznijmy od pojęcia prądu jako źródła energii

Każdy zna potoczne stwierdzenie o pływaniu z prądem, czym jest więc prąd, w tym przypadku wodny ? Jest to nic innego jak uporządkowany ruch mas wody w większej ilości wody albo w przestrzeni zamkniętej, jak koryto rzeki lub rura. Żeby nastąpił ów ruch, konieczna jest siła, która go spowoduje. Może to być siła grawitacji, w przypadku spadku terenu lub siła jaką jest w stanie włożyć pompa podłączona do rury. W przypadku elektronu, bo to on jest czynnikiem płynącym, który nazywamy prądem elektrycznym, musi zaistnieć różnica potencjału, ten przypadek porównajmy do spadku terenu, albo pompa, którą dalej będziemy nazywać źródłem prądu.

Ośrodki w których prąd elektryczny może płynąć to przewodniki, takie w których nie płynie, to izolatory. Ciśnienie wywołane przez pompę nazwijmy napięciem a ilość towaru jaki zdoła się zmieścić w przekroju rury (przewodnika), żeby nie zakłamać skojarzeń, nazwijmy natężeniem prądu. No właśnie, określenie techniczne natężenia prądu (żargonowo amperażu) to prąd i tu mamy pozorną kolizję pojęć. Wartość napięcia wyrażamy w woltach (V) a wartość prądu w amperach (A). Nad elektrostatyką się nie będę skupiał, zajmę się innymi źródłami prądu elektrycznego, o szczegółach można poczytać, a każdy zdobył (a przynajmniej miał szanse zdobyć) podstawy na lekcjach fizyki. Żeby uzyskać przepływ prądu w przewodniku, wystarczy wiedzieć, że każdy elektron jest "miniaturowym magnesem", poruszając więc magnesem stałym w pobliżu przewodnika, poruszymy elektrony z miejsca, można też przewodnikiem pomachać w pobliżu magnesu i efekt jest taki sam. Takie "pompy" to prądnice. Następne źródła prądu to kondensatory nazywane w przypadku dużych pojemności, "akumulatorami". Tam gromadzimy energię wykorzystując właściwości chemiczne różnych substancji i przewodnictwo jonowe. Zostają nam jeszcze ogniwa elektryczne, chemiczne, cieplne i fotoelektryczne. Na koniec zostawiam całą gamę "przekształtników", potocznie zwanych zasilaczami. Nie trudno się zorientować, że za każdym razem następują przemiany w celu uzyskania prądu, wkładana lub wyjmowana jest tak, czy inaczej, wcześniej włożona energia, czyli nic nie bierze się z próżni. Na tym etapie można uczynić krok w stronę zjawisk, szeroko rozumianych pod hasłem "elektronika".

Chwilowy skok w bok uzmysławia nam, że wystarczy energię prądu ubrać w maszynkę ogarniającą jakieś spektrum zjawisk w celu uzyskania konkretnego efektu i mamy np. pranie bez moczenia rąk albo muzykę, albo widzi nasze oko, ucho słyszy, tak, one też są "na prąd".

Tak, tak, proszę nie odchodzić od komputera, bo to jest wywód zwłaszcza o wzmacniaczach. :) Pękniętym ze śmiechu zawodowym elektronikom, już dziękujemy.

Kupa cegieł

Wrócę jeszcze do prądu, może on płynąć w jedną stronę albo sobie, skakać od prawa do lewa (oscylować), pierwszy to jest prąd stały, drugi przemienny jak często to robi w określonym czasie, nazywamy częstotliwością, jeżeli jedna oscylacja wystąpi w czasie jednej sekundy, to taka częstotliwość przyjęta jest jako 1 Herz (1Hz) O tym, że prąd musi wrócić tam skąd wyszedł zapomniałem napisać, musi zatoczyć więc umownie, koło, nazywamy to obwodem elektrycznym.

Przez lata obserwacji odkryto, że struktury o określonych właściwościach, postawione na drodze prądu, mogą powodować różne zjawiska. Tak powstały elementy i rozwiązania układowe, czyli kombinacje elementów.

I tu zaczyna robić się ciekawie

  • Elementy, które utrudniają przepływ prądu, stawiają mu opór, to oporniki (rezystory). Utrudnienie to skutkuje wytraceniem części energii prądu i jest ona zamieniana w ciepło. Jeśli do przewodnika przyłożymy 1 wolt i popłynie wtedy 1 amper, to przewodnik taki ma 1 om ( 1 ohm) oporności, oporność wyraża się w omach a to wyżej, to prawo Ohma.
  • Elementy, które pozwalają zgromadzić pewien ładunek elektryczny w celu jego uwolnienia w miarę potrzeby, to kondensatory (kondensatory o bardzo dużej pojemności nazywamy "akumulatorami"). W zależności od tego czy kondensatory obsługują prąd stały, czy zmienny (przemienny) występują te nie wymagające polaryzacji (+ , - ) i takie, które wymagają polaryzacji, czyli elektrolityczne i tantalowe, jednostka pojemności kondensatora to Farad, jest to bardzo duża pojemność, w praktyce kondensatory mają pojemności mierzone w piko, nano, czy mikro faradach, te po kilka faradów to już są często ogniwami do podtrzymania pamięci.
  • Elementy, które przepuszczają prąd tylko w jedną stronę to diody (ich odmian jest wiele i w celu poznania ich rodzajów, odsyłam do Wikipedii.
  • Elementy, które mogą wpływać na wartość przepływającego prądu za pomocą prądu i napięcia sterującego podanego „z boku”, to tranzystory, lampy, tyrystory, triaki itd. Są one oparte na właściwościach półprzewodnikowych (głównie krzemu, dawniej królował german, selen) i zjawiskach zachodzących na styku substancji stanowiącej półprzewodnik, taki styk nazywamy złączem, (oczywiście z wyłączeniem lamp, tam sprawy mają się nieco inaczej). Tranzystory mogą być bipolarne i unipolarne, różnice w ich pracy opiszę później. Aby zaszło przewodnictwo w półprzewodniku, musi być pokonane napięcie progowe przewodzenia i jest to ok. 0.5 V, czyli jak do półprzewodnika podłączymy 1 V to za nim zostanie z tego połowa, dotyczy to wszystkich napięć, dla różnych półprzewodników spadek napięcia jest różny.
  • Elementy reagujące na fotony (światło), to np., fotorezystory, jest ich dużo, zaciekawionych, odsyłam do fachowej literatury.
  • Elementy korzystające ze zjawisk związanych z indukcją elektromagnetyczną, to cewki, indukcyjność wyraża się w Henrach, jak w kondensatorach, w praktyce są to ułamki tej wartości.
  • Elementy do przekształcania prądów zmiennych lub impulsowych, to transformatory. Przekrój rdzenia transformatora i stosunek ilości zwojów uzwojeń pierwotnego i wtórnego definiują przekładnię transformatora i moc jaką może przyjąć i oddać.

Mamy także silniki, źródła światła, wyłączniki, przełączniki, przekaźniki itd. Opisane wyżej podzespoły stanowią pulę elementów dyskretnych, w celu miniaturyzacji i łatwości produkcji wymyślono małe układy pełniące określone zadania, zatopione w obudowę i nazwano je układami scalonymi. Układy scalone mają wiele zalet, takich jak dobra stabilizacja termiczna, wysoka powtarzalność parametrów, prosta aplikacja, miniaturyzacja .

Należy też zdefiniować bardzo ważny podział elementów elektronicznych na elementy aktywne i pasywne. Elementy aktywne to półprzewodniki i źródła, czyli takie dla działania, których trzeba włożyć energię lub same są źródłami energii, pomijając źródła to są lampy, tranzystory, diody i wszelkie ich odmiany.

Nareszcie coś o audio

Z takiego bogactwa cegiełek składa się wszystko co nam gra, świeci, chłodzi, sprząta.

Chyba najbardziej rozpowszechnionym urządzeniem elektronicznym jakie mamy obok, jest wzmacniacz. Są dosłownie wszędzie i w wielu odsłonach w zależności od zadania do wykonania. Kiedy zaczynamy mówić o wzmacniaczach, warto się zastanowić jak one działają, w największym skrócie, pominięcie klas w jakich pracują jest tu zabiegiem celowym. Dla miłośników audio ważne jest, żeby wiedzieli jaka jest ich zasada działania. Rozwiązań układowych jest ogromna ilość, skupię się więc na podstawach.

Co wzmacniamy, czym i w jakim celu ?

Kiedy mówimy do mikrofonu swojego telefonu, sygnał elektryczny generowany przez mikrofon jest tak słaby, że aż bezużyteczny, no to co ? No to należy go wzmocnić ! Eureka, już mamy coś, ale co z nim dalej, przeleciał przez systemy kodowania do postaci cyfrowej, już skrada się do anteny ale ?? Jest dalej zbyt słaby, żeby skutecznie poruszyć elektronami w antenie w celu uzyskania silnej emisji elektromagnetycznej. No to co? Wzmacniamy, wzmacniamy i mamy . Leci to do drugiej anteny, ta go odbiera, ale słabe to jakieś, to co, wzmacniacz stopnia wejściowego ogarnia i jedziemy dalej, następne stopnie wzmocnienia, różne kody, "fikołki" i już prawie mamy, ale ledwie to słychać w głośniczku, to jeszcze jeden wzmacniaczyk, jak wisienka na torcie i gadamy z dziewczyną godzinami. Kto myśli ile wzmacniaczy pracuje zanim w słuchawkach bezprzewodowych? usłyszy muzykę, rowerek jedzie, lasek pachnie, gra muzyka.

Wzmacniacze pracują w wielu miejscach układów elektronicznych, w zależności od obrabianej częstotliwości, dzielą się na te WCZ (wielkiej częstotliwości) i MCZ, małych częstotliwości. Podział następuje dalej i tak są szerokopasmowe i wąskopasmowe (wąskopasmowe stoją za gałką regulacji barwy w aktywnym układzie regulacji). Te których rola jest ukryta i nie wpływa na wzmocnienie wyjściowe układu, choćby takie wąsko pasmowe jakie są w aktywnym regulatorze barwy, nazywamy wzmacniaczami operacyjnymi ( operational amplifier – w skrócie op amp), obecnie większość jest w formie układów scalonych.

Głowa mała, ile tego jest, rzec by można same wzmacniacze nas otaczają.

Czym w istocie jest wzmacniacz ?

Wzmacniacz jako szeroko rozumiany układ elektroniczny służy do formowania większego sygnału na wyjściu, pod wpływem małego sygnału podanego na wejściu układu, za pośrednictwem "medium", w tym przypadku jest to prąd elektryczny. Różnica między tymi sygnałami to współczynnik wzmocnienia, a sygnał wzmocniony ma być wierną kopią sygnału sterującego wzmacniaczem (czyli sygnału wejściowego). Jak widać mowa tu o medium, w istocie potrzebne są dwie siły sprawcze (sygnał wejściowy to jeden "prąd", zasilanie wzmacniacza to drugi, odrębny prąd) Należy tu użyć porównania, które dobrze zobrazuje istotę procesu wzmacniania. Wcześniej jest mowa o modulowaniu, uformowaniu, sygnałem czegoś. To coś to napięcia i prądy zasilacza, co łatwo jest porównać do znanej już rury i pompy. Wyobraźmy sobie odkręcony kran, rura to nasz przewodnik, ciśnienie w instalacji będzie "zasilaczem" (energią), kran z wodą np. tranzystorem lub lampą typu trioda. Dłoń położona na kurku, to sygnał wejściowy, teraz można dla zrozumienia zjawiska pobawić się kranem cyklicznie przytłumiając i otwierając przepływ według dowolnego pomysłu, woda a dokładnie jej dwa parametry będą się zmieniały zgodnie z planem osoby kręcącej zaworem. Te dwa parametry to ciśnienie i co za tym idzie ilość wypływającej wody (w odniesieniu do prądu elektrycznego, będą to napięcie i natężenie prądu – czyli wielkość płynącego prądu wyrażona w amperach) No i tak to działa, prawda, że banalne ? Właśnie dowiedzieliśmy się, że wzmacniacze nie dodają mocy z niczego a jedynie odrabiają to co dostarcza zasilacz. Otrzymujemy na wyjściu odwzorowaną kopię tego, co do wzmacniacza weszło. W przypadku wzmacniaczy niskiej częstotliwości, stosowanych do wzmacniania sygnału z muzyką na pokładzie, bez słyszalnych zniekształceń, mówimy o wiernym odtwarzaniu w skrócie (HI-FI – wysoka czułość) . Oczywiście za zadaniem jakie wykonuje wzmacniacz, stoi cały szereg zjawisk wydatnie utrudniających to zadanie. O czym śladowo i opisowo będzie później. Czyli lampa i tranzystor, są elementami zdolnymi do wykonania czynności wzmacniania, kolejność jest taka w jakiej te elementy pojawiły się na świecie.

A, że oba rozwiązania wracają do użycia jako pełnoprawne składowe zestawów audio, zatem o każdym troszkę opowiedzieć trzeba.

Zacznę od układu jedno tranzystorowego jako punktu wyjścia do rozważań o wzmacniaczach. Rysunek poniżej zawiera najprostszą aplikację zbudowaną na tranzystorze bipolarnym, jest to wzmacniacz tranzystorowy ze wspólnym emiterem.


Schemat-wzmacniacza-OE-1.jpg

źródło:https://zrobtolepiejsam.pl/

Common Emitter Principle.jpg

źródło: wikipedia

Jak już wspomniałem tranzystor to element półprzewodnikowy, którego zadaniem jest wzmacnianie sygnału. Jest to element aktywny, który do działania wymaga zasilania i określonej konfiguracji pracy. Jest to szczególnie ważne, ponieważ wiele materiałów edukacyjnych opisuje sam tranzystor. Brak istotnych elementów schematu i ważnych informacji jak napięcie zasilania, powoduje utrudnienie w zrozumieniu tego ciekawego elementu. Jest kilka rodzajów typów tranzystorów, ale na razie skupimy się na tranzystorach bipolarnych (BJT). Posiadają one trzy złącza:

  • Kolektor – złącze sterowane, które jest wyjściem (1)
  • Bazę – złącze sterujące, które jest wejściem (2)
  • Emiter – złącze odniesienia napięcia (3)

W zależności od kierunku przepływu prądu rozróżniamy dwa rodzaje tranzystorów: NPN i PNP.

1.-Transistor-symbols-2.jpg


źródło: https://www.electronicshub.org/

Dla dalszych rozważań warto zapoznać się z podstawowymi oznaczeniami parametrów tranzystora. Samo ich poznanie nie wystarczy do zrozumienia działania, ale jest niezbędne do dalszych rozważań. Te, które są według mnie najważniejsze to:

UBE – napięcie pomiędzy bazą a emiterem

IB – prąd wpływający do bazy

UCE – napięcie pomiędzy kolektorem a emiterem

IC – prąd wpływający do kolektora

hFE – wzmocnienie stałoprądowe tranzystora (IB * hFE = IC)

Działanie tranzystora polega na manipulowaniu prądami i napięciami w układzie. Żeby to było możliwe trzeba zastosować rezystory, które „skonfigurują” pracę układu. Trzeba też być dobrze zorientowanym w zastosowaniu prawa Ohma. Jeśli wiadomo, w jakiej kolejności wykonać obliczenia, to jest to dość proste. Prześledzimy sobie przykładowy układ wzmacniacza jedno tranzystorowego w układzie wspólnego emitera. Nazwa ta oznacza, że emiter jest punktem odniesienia zarówno dla napięcia wejściowego jak i wyjściowego. Wzmocniony sygnał jest natomiast odbierany z kolektora.

Zanim przejdziemy do analizy schematu, wyjaśnijmy ważną kwestię. Układ musimy rozważyć zarówno dla napięć stałych jak i dla sygnału zmiennego. Napięcie stałe ustala punkt pracy układu. Sygnał zmienny jest nałożony na takie napięcie stałe. Wszystko się za chwilę wyjaśni jak przeanalizujemy schemat.

Drugą ważną kwestią jest złącze baza-emiter. Zachowuje się ono jak dioda. To oznacza, że występuje na nim spadek napięcia rzędu 0,6V – 0,7V. Poniżej tej wartości prąd bazy nie popłynie. Stąd też potrzeba spolaryzowania bazy napięciem wyższym.

Powyżej przykładowy układ wzmacniacza, który sobie przeanalizujemy. Są na nim zawarte wszystkie elementy niezbędne do działania. Jest też zdefiniowane napięcie zasilania. W trakcie analizy układu zobaczymy jakie to jest ważne. Właściwie to już widać, że napięcia nie biorą się w sposób magiczny, tylko są doprowadzone do tranzystora odpowiednimi rezystorami.

Wzmacniacz zaczynamy analizować od strony wyjścia. Wartość R2 będzie nam wyznaczała rezystancję wyjściową. Im niższa tym lepiej. Jednak rezystancja R2 + R4 ogranicza maksymalny prąd kolektora IC. Jeśli będzie zbyt niska to tranzystor może się uszkodzić. Dodatkowo stosunek R2/R4 określa nam wzmocnienie tego wzmacniacza. Obliczmy jak to wygląda w tym przykładzie.

IC = 12/(R2 + R4) = 12/(1000 + 470) = 0,00816 A = 8,16 mA

Wzmocnienie = R2/R4 = 1000/470 = 2,13 razy

Sygnał przemienny, który chcemy wzmocnić musimy nałożyć na napięcie stałe. Zasilanie mamy pojedyncze, to znaczy, że możemy pracować z wartościami napięcia pomiędzy 0V a 12V. Nie możemy w tym przypadku pracować z napięciami ujemnymi. Możemy za to założyć, że punktem odniesienia będzie dla nas połowa napięcia czyli 6V. To oznacza, że w momencie kiedy na wejściu nie ma żadnego sygnału, to na kolektorze tranzystora występuje stałe napięcie 6V. Teraz krok po kroku musimy tak wysterować tranzystor, żeby to osiągnąć.

  • Krok 1. Obliczenie prądu spoczynkowego kolektora.

Jeżeli na kolektorze ma być 6V, to znaczy, że na rezystorze R2 musi wystąpić spadek napięcia 6V. Obliczamy więc ze wzoru IC = UR2/R2 = 6V/1000Ω = 6 mA.

  • Krok 2. Obliczenie spadku napięcia na rezystorze R4.

Przez rezystor R4 popłynie suma prądu kolektora oraz bazy. Jednak prąd bazy jest dużo mniejszy od prądu kolektora. Zazwyczaj jest to co najmniej 100 razy mniej, więc możemy go pominąć. Obliczamy więc UR4 = IC * R4 = 0,006A * 470 = 2,82V.

  • Krok 3. Obliczenie napięcia spoczynkowego bazy.

Na złączu baza emiter będzie spadek napięcia rzędu 0,6V. Musimy dodać to napięcie do napięcia na rezystorze R4. UBE = UR4 + 0,6V = 2,82V + 0,6V = 3,42V.

  • Krok 4. Obliczenie dzielnika napięcia.

Teraz wystarczy obliczyć dzielnik napięcia, który podzieli nam napięcie zasilania i spolaryzuje bazę napięciem stałym około 3,42V. Uprościmy sobie zadanie i założymy, że R3 = 10k. Teraz możemy policzyć prąd płynący przez dzielnik. I = 3,42V/10000Ω = 342uA. Na rezystorze R1 musi powstać spadek napięcia równy 12V – 3,42V = 8,58V. Jego rezystancja wyniesie 8,58V/0,000342A = 25,09k. Możemy zastosować najbliższą wartość z typoszeregu czyli 22k. Zaznaczmy na schemacie najważniejsze wyniki naszych obliczeń. Pomimo, że na pierwszy rzut oka wydaje się to trudne, to wiedza ta jest nam potrzebna do projektowania lub rozumienia układów. Jeżeli chcemy tylko naprawiać zepsute urządzenia, to wystarczy nam zapamiętać kilka spostrzeżeń:

  • Wzmocnienie wzmacniacza to stosunek rezystancji R2/R4, napięcie na kolektorze powinno być w pobliżu połowy napięcia zasilania, napięcie na bazie powinno być większe od 0,6V.

Dodatkowo na schemacie znajdziemy kondensator na wejściu i na wyjściu. Ich zadaniem jest odizolowanie napięć stałych, które polaryzują tranzystor, od sygnału zmiennego. Na wejście układu podawany jest sygnał zmienny w odniesieniu do masy. Po drugiej stronie kondensatora C2 występuje już napięcie stałe 3,42V. Sygnał zostaje nałożony na to napięcie i teraz zmienne względem tego napięcia. Inaczej mówiąc, do sygnału dodaje się wartość 3,42V. Po wzmocnieniu przez tranzystor, wytworzone zostaje napięcie zmienne względem napięcia spoczynkowego na kolektorze czyli 6V. Kondensator C1 znowu izoluje napięcie stałe i na wyjściu mamy wzmocniony sygnał w odniesieniu do masy.

  • W Przypadku lampy użytej jako aktywny element wzmacniający zachodzą tylko pewne analogie, bliżej jej do zaworu wodnego, opisanego w części wstępnej. Czemu tak jest, wynika to z innej zasady działania lamp elektronowych. Żeby zrozumieć to zagadnienie należy wspomnieć o zjawisku termoemisji w rozgrzanym metalu i różnic w działaniu tranzystora oraz lampy.

Termoemisja polega na uwalnianiu elektronów z rozgrzanego do czerwoności metalu.

Czym jest lampa elektronowa ?

Lampa elektronowa jest przyrządem wykonanym w postaci dwu lub więcej elektrod w obudowie próżniowej. Pomiędzy tymi elektrodami przepływa prąd elektryczny w postaci swobodnych ładunków, najczęściej elektronów, a niekiedy również jonów. Ten prąd elektryczny, płynący w próżni ma charakter prądu konwekcyjnego. Wskutek nagrzania elektrody, zwanej katodą do wysokiej temperatury, następuje uwalnianie się z niej elektronów, tzn. występuje emisja elektronów. Do pozostałych elektrod doprowadza się napięcie, pod wpływem którego następuje przepływ elektronów oraz zmienia się natężenie strumienia przepływu, a czasem nawet jego kształt. Pod wpływem różnicy napięć między elektrodami powstaje tam pole elektryczne, a w niektórych lampach pole magnetyczne pod wpływem przepływających prądów w obwodach zewnątrz lampy. Elektrony emitowane przez katodę dolatują do tych elektrod, wytwarzając w obwodach zewnętrznych prądy, których natężenia są proporcjonalne do napięć doprowadzonych do tych elektrod. W lampach elektronowych najczęściej jest wykorzystywany prąd anodowy, stanowiący większą część prądu dopływającego do elektrod.

W lampie elektronowej wykorzystuje się zależność prądu, płynącego w obwodzie określonej elektrody od napięcia jednej lub kilku elektrod. Najprostszą lampą jest dioda spełniająca zadanie zaworu, przepuszczającego prąd tylko w jednym kierunku. W triodzie oprócz wspomnianych elektrod między katodą a anodą znajduje się siatka, której zadaniem jest oddziaływanie na przepływ strumienia elektronów. Za pomocą siatki można sterować prądem przepływającym przez lampę. Trioda umożliwia zatem wzmacnianie zmiennych przebiegów elektrycznych i dzięki temu znajduje ona zastosowanie w różnego rodzaju wzmacniaczach, generatorach oraz innych urządzeniach elektronicznych. Przez wprowadzenie do bańki lampy dalszych elektrod najczęściej w postaci siatek otrzymano tetrodę, pentodę, heptodę itp.

Ze względu na rodzaj wyładowania dzielimy lampy elektronowe na próżniowe i gazowane. W zależności od czynnika sterującego i efektu wyjściowego, lampy elektronowe dzielimy na następujące grupy.

  • Lampy, w których zarówno czynnik sterujący jak i efekt wyjściowy są przebiegami elektrycznymi,
  • Lampy, w których czynnikiem sterującym jest sygnał świetlny lub obraz świetlny a efektem wyjściowym przebieg elektryczny,
  • Lampy, w których czynnikiem sterującym jest sygnał elektryczny a efektem wyjściowym zapis świetlny lub obraz świetlny.

Ze względu na przeznaczenie, lampy dzielimy na:

  • prostownicze,
  • detekcyjne,
  • wzmacniające,
  • generacyjne,
  • mieszające,
  • fotoelektronowe,
  • oscyloskopowe,
  • obrazowe,
  • pamięciowe.

Ze względu na zakres częstotliwości rozróżniamy lampy małej częstotliwości, lampy wielkiej częstotliwości oraz mikrofalowe. Często spotyka się podział na lampy odbiorcze (małej mocy) i nadawcze (dużej mocy). Ze względu na liczbę elektrod lampy dzielimy na diody, triody, tetrody, pentody, heksody, heptody, oktody, enneody. Lampy elektronowe znajdowały zastosowanie we wszystkich niemal dziedzinach technicznych zwłaszcza w telekomunikacji, technice wojskowej, zdalnym sterowaniu, sprzęcie audio Hi Fi. Dzięki swym zaletom, małej bezwładności, małej mocy potrzebnej do sterowania oraz łatwości przekształcania energii jednego rodzaju w drugi, lampy elektronowe odgrywały ważną rolę w przemyśle elektronicznym, choć zastąpiono z lepszym lub gorszym skutkiem tranzystorami. Nadal jednak występują i są trudne do zastąpienia, nadajniki wielkich mocy często pracują na lampach, dziś każdy ma w domu kuchenkę mikrofalowa, źródłem mikrofal jest magnetron a jakże jest to lampa elektronowa, tyle że z zimną katodą. Niżej zamieszczam schematy diody i triody, jako, że od nich przygoda z lampami się zaczęła.


Dioda

Vacuum tubes pl.svg dioda -1.jpg

źródło: wikipedia

Elektronenroehren-auswahl lampy wikipedia- 1.jpg

źródło: wikipedia

Tak jak niżej ona wyglądała pierwotnie, zasadniczo jest to dioda żarzona bezpośrednio, czyli żarnik jest jednocześnie katodą, triody również występują w tej wersji. Jeśli ktoś potrafi topić szkło i posiada pompę próżniową, może sobie taką diodę wykonać samemu :) .

Doswiadczenie Edisona-1.jpg

Doświadczenie Edisona

źródło: wikipedia

Trioda

Triode tube schematic pl.svg-1.jpg

źródło: wikipedia

06-sch trioda (1).jpg

źródło:http://extronic.pl/


Symbol -1.jpg

żródło:https://electroinfo.net/

Triode - image.jpg

źródło: https://www.conrad.pl/

A oto trioda dinozaur

Triode tube 1906 pl -2.jpg

źródło: wikipedia

wykonana w zasadzie również z żarówki, posiadacze pompy próżniowej, pobudka !

Tak nieuchronnie zbliżamy się do wzmacniacza lampowego, o lamach mamy już blade pojęcie, to do roboty.

Trioda wzmacniacz.svg-1.jpg

źródło: wikipedia

Wyżej zamieszczam schemat wzmacniacza na triodzie ze wspólną katodą, oczywiście jeszcze są inne, takie jak : układy ze wspólną anodą i wspólną siatką, ten układ jednak interesuje nas najbardziej.

Gdzie te analogie, zapyta niejeden zwolennik tranzystorów, jako że elektronicy dawno popękali ze śmiechu, spieszę zatem z wyjaśnieniem. Jedyna analogia polega na tym, że napięcie zasilania modelujemy sygnałem podanym do lampy i koniec (wrócimy do tego punktu mówiąc o tranzystorach unipolarnych).

Aplikacja triody składa się z: Ra – rezystora anodowego, wpływa on na prąd płynący przez lampę i można tak powiedzieć zasila ją, Rk – to rezystor katodowy, taki odpowiednik emiterowego, Rs – rezystor siatkowy, zasadniczo polaryzuje siatkę, Cs to kondensator wejściowy, separuje stałe składowe, Ca – to kondensator wyjściowy separuje składową stałą zasilania anody a między stopniami napięcia anodowe poszczególnych stopni.

Na tym etapie zakończę śledzenie podstaw i powoli przejdę do odkrycia pewnej tajemnicy.

Tajemnica polega na chwilowym zatajeniu istotnych właściwości lampy i tranzystora.

Zacznijmy może od punktu pracy, zarówno lampa jak i tranzystor nie są elementami działającymi liniowo. W Zależności od przyłożonego napięcia i płynącego przez nie prądu, parametry pracy się zmieniają, rozkład tych zmian nazywamy charakterystyką prądowo napięciową. Umownie można powiedzieć, że miejsce w którym uzyskujemy najlepsze wzmocnienie, nazwijmy punktem pracy. O charakterystykach częstotliwościowych nie napiszę bo na tym etapie jest to zbędne.

Wzmacniacz spoczynkowy

Żeby nasz wzmacniacz pracował w korzystnym punkcie pracy należy go do tego przygotować, robimy to przepuszczając stosowny prąd przy zadanym napięciu już na wstępie, zanim wysterujemy wzmacniacz. Rezystor emiterowy pełni taką funkcję dla wzmacniaczy tranzystorowych, a dla lamp mamy rezystor katodowy. Tak obciążony wstępnie wzmacniacz tylko czeka na poprawną pracę, unikamy też odpalania od zera tranzystora czy lampy, mówiąc oględnie, układ tak przygotowany w spoczynku, jest wzmacniaczem obciążeniowym, spoczynkowym w klasie A SE. Taki wzmacniacz nie będzie się szarpał i płynnie bez zniekształceń odwdzięczy się ładnym wykresem wychodzącego sygnału, a ładny wykres to poprawne brzmienie w przypadku audio.

Tu nieuchronnie zbliżamy się do przedstawienia dwóch królujących w audio, klas wzmacniaczy i nie chodzi tu o szkołę, zgodnie z którą wykombinowano taki, a nie inny układ. Popatrzmy na znany nam wykres.

Sine and Cosine-1.jpg

źródło: wikipedia

Przebieg sinusoidalny, jest najlepszy do opisu pewnych zjawisk w elektronice odnoszącej się do wzmacniaczy. Przyjmijmy, że góra wykresu odpowiada dodatnim impulsom napięcia a dolna część to impulsy ujemne, moment przejścia przez oś x to zero V (volt). Jest to przebieg zmienny więc, wpuszczając sygnał o takim przebiegu do wyżej opisanych wzmacniaczy oczywiście na wyjściu otrzymamy coś bardzo podobnego, ale symetria tego wykresu będzie zaburzona, zazwyczaj na korzyść połówki odpowiadającej typowi tranzystora (PNP, czy NPN). Można zerknąć do fachowych opracowań i dokładnie prześledzić to zagadnienie. W przypadku wzmacniaczy audio w klasie A SE zapobiegamy temu zjawisku stosując dość duże prądy spoczynkowe i wydajne zasilanie. A co to jest SE, jest to skrót od angielskich słów "Single End" co oznacza "jeden na końcu" (na wyjściu). Jest duża grupa zwolenników takiego rozwiązania, i faktycznie brzmienie wzmacniaczy w klasie A jest ciekawe. Aby wyeliminować wady klasy A, wymyślono, że należy zastosować dwa elementy na wyjściu, po jednym na każdą połówkę wykresu i tak właśnie pracują wzmacniacze w klasie AB. Jako, że wada klasy A ujawnia się dopiero kiedy chcemy odbierać duże moce, przedwzmacniacze mogą bezkarnie pracować w klasie A.

Klasa AB w całej krasie

1920px-Amplifier Circuit Small.svg.jpg

źródło: wikipedia

Rysunek-14.jpg

źródło: www.stareradia.pl

Oba rysunki to wzmacniacze w klasie AB, a jak się trochę zmodyfikuje, to nawet wyjdzie klasa B.

Jak w szkole, każdy chciał chodzić do klasy A, bo w B to same łobuziaki były. To podejście przenosi się też na grunt audio, już mówię czemu. Oczywiście aby jednolity sygnał (+ -) trafił na tranzystory bądź lampy przypisane do odpowiedniej połówki, należy go przepuścić przez odwracacz fazy (to taki układ który potrafi odfiltrować "plus", kiedy trzeba to i "minus"(, kiedy na niego popadnie) i wtedy sygnał jest obrabiany raz przez jeden element na wyjściu, raz przez drugi (pchaj i ciągnij, na zmianę) czyli z angielska Push Pull, no i stąd mamy znany skrót - PP. Wzmacniacze w klasie AB, przy małych mocach pracują w klasie A, po przekroczeniu pewnej mocy zaczynają pracę w klasie B. Wzmacniacze PP w klasie B zawsze są Push Pull i tyle. Ale to wygląda tak ładnie tylko z pozoru, niestety zdarza się, że wzmacniacz PP nie do końca dokładnie dopasowuje "górki" wykresu z "dołkami", powstają wtedy zniekształcenia skrośne, widoczne na wykresie oscyloskopu i słyszalne uchem.

Amplifier-pl electronics -tutorials.ws.jpg

Zniekształcenia skrośne (Crossover Distortion)

Amplifier-amp48.jpg

Jak powstają zniekształcenia skrośne

źródło: electronics-tutorials.ws

Elektronicy oczywiście dawno poradzili sobie ze wszelkimi zniekształceniami wzmacniaczy, rozwiązuje się te problemy stosując odpowiednie rozwiązania układowe, do opisania wszystkich znanych, należałoby napisać kilka opasłych tomów, a przecież wiele takich opracowań jest dostępnych, do ich lektury gorąco zachęcam. Nie to jednak jest celem tego tekstu, celem jego jest obudzenie elementarnej świadomości o wzmacniaczach i rozbudzenie ciekawości czytelników. Każdy użytkownik sprzętu audio, ma szansę zastanowić się nad posiadaną materią i podejść do słuchania muzyki z pozycji świadomej, zaplanowanej, a nie na zasadzie ulegania mitom, kosztem coraz to nowych i często drogich rozwiązań.

Zaznaczam tu, że nie staram się nawet rozstrzygnąć arbitralnie, czego, kto ma słuchać bo chodzi przecież o muzykę, o sztukę, przenoszoną za pomocą urządzeń elektronicznych a przede wszystkim o zabawę i czerpana z tego przyjemność.

Lampa czy tranzystor

To pytanie jest z kategorii „skrzydełko czy nóżka” . Postaram się w tej części rozważań podzielić, powtarzam, podzielić moimi doświadczeniami w tej materii będę jednak unikał wartościowania, spostrzeżenia moje są subiektywne, aczkolwiek obrałem już swój kurs jeżeli chodzi o słuchanie muzyki.

"Tranzystorowce" jako najbardziej rozpowszechnione weżmiemy zatem na pierwszy ogień.

Jak wspomniałem konstrukcje wzmacniaczy audio są dopracowane do perfekcji, od dawna, w zapomnienie poszły zniekształcenia typu TIM wraz z całą plejadą innych niedoskonałości układowych. Rzec by można jesteśmy w niebie tranzystorowym, po zakupie nazwijmy to na potrzeby spotkania, kolumn doskonałych i doskonałego źródła sygnału, łapiemy pana Boga za nogi i radośnie spoczywamy w oceanie doskonałości.

Wnikliwi zadadzą więc pytanie, po licho nam tyle odmian układowych, tylu producentów, tyle szkół tworzenia sprzętu audio ? Pomińmy oczywiste kwestie związane z funkcjonowaniem rynku i skupmy się na kilku niepisanych zasadach. Zasady Te są dla jednych oczywiste, dla innych bzdurne, to logiczna sprzeczność i definicja głupoty, ale jest to pole na którym rośnie różnorodność.

I tak jedni preferują rozwiązania proste jakie widzimy we wzmacniaczach np. QUAD, czy starych NAD. Inni Jak np. Technics, absurdalnie komplikują wszystko od przedwzmacniaczy po końcówkę mocy, zasadniczo świetnie robią zasilacze, a ich flagowe klocki są niekiedy złośliwie nazywane grającą trumną. Z góry przepraszam miłośników tej marki. Aby uniknąć nieporozumień w dalszej części nie będe używał nazw konkretnych marek starajac się rzecz ujmować bardziej opisowo. Okazuje się, że kondensator potrafi się zachować jak rezystor, rezystor jak cewka, lampa jak kondensator, parametry podzespołów zależą od temperatury, niektóre układy choć nie chcemy, potrafią być generatorami drgań, inne powodują przesunięcia fazowe, zwykły potencjometr połączony z przewodem ekranowanym, posiadającym określoną pojemność, staje się filtrem RC o zmiennym zakresie częstotliwości i tak można jeszcze długo. Na dodatek nie każdy inżynier chodził na wszystkie wykłady, jeden ma słuch muzyczny, a może nawet gra na instrumentach, inny jest zapatrzony w poprawne wskazania przyrządów pomiarowych i nic więcej etc., etc. No i mamy przepis na różnorodność, jak wynika z tego, dostęp do techniki, skłonność do kompromisów w konstruowaniu, w końcu kasa za tym idąca, dopełniają obrazu.

Oto kilka przykładów, istnieje szkoła, wedle której, postuluje się, aby "idealny" wzmacniacz był jednoelementowy. Minimalizacja ilości dziwnych właściwości podzespołów i pułapek układowych zdaje się być rozsądnym tropem. No, ale gdzie jest tranzystor o wystarczającym wzmocnieniu ? I tak póki co jesteśmy skazani na stopniowanie układu od słabego sygnału do silnego w funkcji wzmocnienia dostępnych tranzystorów i lamp.

Jak PP, to czy quasi-komplementarnie, czy komplementarnie. Osobiście uważam, że quasi, przykład QUADa mówi sam za siebie, kto słyszał ten wie. Czemu tak bo lepiej kilkoma diodami dopasować parametry pracy obu tranzystorów, niż borykać się z różnicami w tych PNP i NPN, różnice te są, były i będą, PNP i NPN to tranzystory produkowane i działające na zupełnie odrębnych zasadach. Uważam, że oba rozwiązania, zarówno quasi jak i nie quasi są wypadkową pewnych kompromisów.

Brzmienie wzmacniacza

Jeśli zaczynamy rozważania o brzmieniu zestawu, mając doskonałą resztę toru audio trzeba się zastanowić, czym ono jest a w zasadzie z czego się składa. Czy ktoś rozbiera brzmienie na czynniki pierwsze ? Zazwyczaj mówimy sobie, noo, to "gra" a tamto "nie gra".

Punktem wyjścia jest informacja, że brzmienie składa się tonu podstawowego, za który odpowiada częstotliwość dźwięku i z zawartych harmonicznych częstotliwości nałożonych na ton podstawowy. To właśnie odpowiada za blaszane brzmienie dźwięku C, zagranego na cymbałkach i plastikowe brzmienie tego samego dźwięku, zagranego na nylonowej strunie gitary.

Ważne jest też aby poszczególne części pasma akustycznego docierały do nas w zgodnej fazie, co bardzo lubią psuć różnej maści kolumny. Wracając do wzmacniaczy, powinno nam więc zależeć, aby te zjawiska akustyczne, przetworzone na impulsy elektryczne, wychodziły ze wzmacniacza w pełnej analogii do zjawisk występujących w naturze muzyki. Jak cudownie się zdefiniowało prastare pojęcie analogowości w skrócie analog w audio.

Niestety muszę was zasmucić, wszystko co robimy, jako ludzie poruszający się w tej prymitywnej i pełnej pułapek technice, jedynie przybliża nas do celu jakim jest analogowość w audio. Wzmacniacze w zależności od włożonych nakładów i kunsztu konstruktora są lepsze i gorsze. Ogromny wpływ na brzmienie wzmacniacza ma rodzaj i jakość zastosowanych kondensatorów, zwłaszcza w torze sygnałowym, Duże pojemności w wydaniu foliowym są drogie, to dla redukcji kosztów montuje się tantalowe czy elektrolityczne. Dla odważnych polecam banalne doświadczenie, polegające na wymianie "sprzęgieł" z elektrolitów na styroflex. Zaskoczenie będzie ogromne. Kto umie czytać schematy i wie do czego służy lutownica, może się pokusić o inne kondensatory, gwarantuję, że z wrażenia można spaść ze stołka.

Brzmienie a regulatory barwy

Generalnie w tej materii wyklarowały się dwie szkoły, jedni preferują klocki z jedną gałą od "wióra" na środku i profani dopuszczający obecność regulatora barwy. Czym w istocie jest regulator barwy ? Jest o układ składający się z dwóch lub więcej, filtrów operujących w określonej części pasma częstotliwości akustycznych. Występują filtry pasywne i aktywne. Filtry pasywne oferują możliwość obcięcia sygnału od określonego poziomu, a filtry aktywne mogą go zmniejszać lub wzmacniać. Różnica jest zasadnicza, aby powstał filtr pasywny, wystarczy układ RC o zmiennych parametrach, realizowanych za pomocą potencjometru. Filtr aktywny wymaga zastosowania wzmacniacza (operacyjnego), pracującego w zadanej części pasma, niesie więc ryzyko pojawienia się kolejnych zniekształceń. Oba rozwiązania posiadają istotne zalety jak i wady, wiele tak zwanych kultowych rozwiązań, opiera się tylko o filtry pasywne, nie chcąc się narażać zwolennikom obu rozwiązań, na tym zamykam temat regulatorów barwy.

Brzmienie a sprzężenie

Praktyka pokazała, że wzmacniacze posiadające ujemne zwrotne sprzężenie, pracują stabilniej i ich brzmienie się zmienia. Sprzężenie to trzyma w ryzach wzmacniacz za pośrednictwem podania sygnału z wyjścia na jego wejście. Sprzężenie może objąć kilka stopni wzmacniacza, mówimy wtedy o sprzężeniu "lokalnym", może też mieć zasięg od końca do początku, jest to wtedy sprzężenie "globalne". Zmieniając głębokość sprzężenia, mamy ogromny wpływ na to co nazywamy brzmieniem.

Ufffff ! Jeszcze tylko o zasilaniu, współczynniku tłumienia, odpowiedzi impulsowej i wszystko zaciemni się do tego stopnia, że określenie terminu brzmienie, stanie się wyczynem z pogranicza alchemii. Czemu zasilanie może wpływać na brzmienie ? Z bardzo prostej przyczyny, powinno ono być wydajne a zwłaszcza prądowo. Moc wzmacniacza zależy od tego jaki prąd zdoła wycisnąć przy określonym napięciu zasilacza. Jeśli zasilacz się "nie wyrabia", to wzmacniacz zaczyna się łamać dosłownie w swojej mozolnej pracy, na wykresie oscyloskopu pojawiają się ucięte wierzchołki przebiegu albo zniekształcone na inne sposoby, co obok hałasu odbierane jest jako wynaturzone brzmienie. Bas staje się rozwlekły w czasie, wzmacniacz dosłownie traci nad nim kontrolę, nie nadąża za impulsami na wejściu, zlewa je i ma złą odpowiedź impulsową. Zadaniem wzmacniacza jest także prowadzenie ustroju głośnika "jak na sznurku", ustrój głośnika jednak ma swoją masę, a ta rozpędzona, ma ochotę pobujać się jeszcze trochę, zgodnie ze swoimi właściwościami mechanicznymi, dobrze jest żeby wzmacniacz miał tendencję do poskramiania zachcianek głośnika. Z punktu widzenia głośnika, który będąc w ruchu, jest pewnego rodzaju prądnicą, byłoby dobrze gdyby wzmacniacz stanowił dla niego zwarcie, zachodziłoby zjawisko hamowania przeciwprądem i oczywiście tak jest, ale w pewnym zakresie, ten bardzo ważny parametr wzmacniacza nazywamy współczynnikiem tłumienia (dumping factor). Aby uzmysłowić sobie poziom nonszalancji z jakim producenci traktują wzmacniacze i ich użytkowników, odsyłam do danych technicznych i instrukcji obsługi. Nieliczni podają ten parametr, dzieje się tak głównie z tego powodu, że sporo konstrukcji ma słabe parametry a i tak je ktoś kupuje.

Filtr kontur (loudness) a brzmienie

Aby zrozumieć z jakiego powodu powstało to rozwiązanie układowe, należy wiedzieć, że słuch człowieka nie jest liniowy. Jesteśmy predysponowani do słyszenia komunikatów słownych, czyli mowy, gro otaczających nas dźwięków słyszymy jako tło a istotne informacje i tak podświadomie wyłapujemy. Głos ludzki oscyluje w środkowej części słyszalnego pasma akustycznego, jednym słowem, lepiej słyszymy środek pasma, niż jego skraje. Czyli bas i sopran słyszymy słabiej, właściwość ta zanika po przekroczeniu pewnego natężenia dźwięku im jest głośniej tym bardziej liniowo słyszymy. Filtr kontur jest więc filtrem fizjologicznym, po jego załączeniu zostają wycofane tony średnie a basy i soprany są bardziej słyszalne. We wzmacniaczach wyposażonych w loudness, jest on podłączony do odczepu potencjometru głośności i po przekroczeniu ok. połowy głośności, filtr się odłącza, dzieje się to stopniowo, im głośniej tym mniej konturu. Przeciwnikom tego rozwiązania spieszę wyjaśnić, że wzmacniacze bez loudness są skomponowane układowo tak, żeby sprostać wyzwaniu jakim jest poprawne brzmienie, i w rezultacie ilość decybeli aplikowana w poszczególnych częściach pasma jest z grubsza dopasowana do właściwości słuchu. Jak nie pałą to go kijem, konstruktor to wie słuchacz się cieszy i myśli, że jest antykonturowcem, czyli kimś lepszym, wszyscy są zadowoleni i o to chodzi. A, że intuicyjnie szukają kolumn przerysowanych basowo i sopranowo, bo słuchać się tego nie da, to już przemilczę, zgodnie z przyjętą zasadą neutralności.

Liniowość a brzmienie

Skoro już nasz wzmacniacz nie zniekształca, nie przesuwa faz, nie dodaje niczego od siebie, to powiem , że taki nie istnieje. Wrócę do opisu kolejnego ważnego parametru wzmacniacza, mianowicie do jego charakterystyki częstotliwościowej. W uproszczeniu mówiąc chodzi o to, aby pasmo przenoszone przez wzmacniacz oprócz częstotliwości granicznych zawierających się mniej więcej w granicach od 15 Hz do 20000 Hz, było bez zapadniętych części, również jest wskazane żeby nie uwypuklał żadnego zakresu pasma. Jeśli wykres charakterystyki częstotliwościowej zbliża się do linii prostej - mamy dobry wzmacniacz.

Wróćmy do jakże mglistego zagadnienia, brzmienia wzmacniacza.

Zbierając powyższe rozważania, to jak odbiera nasze ucho sygnał przetworzony przez wzmacniacz za pośrednictwem, rzecz jasna kolumn idealnych jest wypadkową poprawności jak i ograniczeń stawianych przez układ elektroniczny. Zakładając, że wszystkie składowe sygnału idą w zgodnej fazie względem siebie, częstotliwości i ich harmoniczne podane w sygnale wejściowym, pokrywają się na wyjściu wzmacniacza. To mamy wysoką wierność odtwarzanej muzyki, zachowana jest analogia.

W praktyce wzmacniacze jednak przesuwają w fazie niektóre części pasma, robią mniejsze lub większe zamieszanie w widnie dotyczącym częstotliwości harmonicznych, podbarwiają i filtrują, nieznacznie ale zmieniają kształty wykresu na oscyloskopie, gdy podejrzeć sygnał wychodzący. Jakie to rodzi skutki ? Przykładowo sygnał prostokątny, jeśli zaokrąglić mu kanty, z ostrego brzmienia zyskuje na korzyść bardziej miękkiego i ciepłego i tak np. uderzenie w werbel, może być mniej agresywne niż w rzeczywistości jest, podobnie stanie się z wybrzmiewaniem metalowych strun gitary akustycznej. Takich obrazowych opisów można mnożyć wiele. W przypadku kaszy w harmonicznych i przesuwania fazowego dochodzi do powstawania przeinaczonych barw instrumentów, zmienia się równowaga tonalna między poszczególnymi dźwiękami, mogą być zlane z innymi, zatarte lub nadmiernie eksponowane, może ucierpieć szczegółowość zmienia się efekt stereofonii, spłyca scena.

Poszczególne konstrukcje grają, a to dynamicznie i siarczyście z jakby lekkością, a kiedy trzeba potrafią kołysać i głaskać dźwiękiem. Inne bywają zamglone, bez wyrazu, grają płytko i źle się ich słucha. Brak w tym "mięcha". musztardy i wina, brak słodyczy w deserach, męczą i dręczą słuchacza. Takie opisy nie są jednak moim celem, wolę porównać brzmienie do bukietu wina, czy innych wykwintności, okazuje się ,że ilość słońca w czasie wzrostu brak Jak dla wina rodzaj winogron, decyduje o cierpkości, czy słodyczy, drewno na beczki nie jest bez znaczenia, temperatura w piwnicy tez. Mowa tu o szeroko pojętym klimacie jaki stoi za winem jak i za muzyką. O tym czy wzmacniacz zagra "klimatycznie", czy przeciętnie, decydują niuanse i smaczki.

Niuanse i smaczki

Generalnie wzmacniacze tranzystorowe mogą się pochwalić znacznymi osiągnięciami, konstrukcje oparte na tranzystorach unipolarnych zaczynają deptać po piętach wszystkim dotychczasowym konstrukcjom, ogólnie jest w czym wybierać, gdyby nie zamieszanie jakie ponownie wywołały lampy.

Zanim podzielę się wrażeniami i doświadczeniami związanymi z lampowymi wzmacniaczami, dopowiem, że różnica zasadnicza w wysterowaniu tranzystora i lampy polega na tym, że wysterowanie tranzystora bipolarnego odbywa się z większym udziałem prądu, wysterowanie lampy możliwe jest przy większym udziale napięcia, prąd odgrywa znikomą rolę. Piszę o tym w zestawieniu z tranzystorem unipolarnym (potocznie typu FET), ponieważ on jest sterowany identycznie jak lampa, z większym udziałem potencjału elektrycznego, przy marginalnym znaczeniu prądu sterującego. Wzmacniacze budowane na FETach, są doskonałe, a współczynnik temperaturowy tych tranzystorów jest odwrotny niż w przypadku bipolarów. Bipolar im cieplejszy tym więcej prądu puszcza, czyli goni w stronę samospalenia, trzeba go trzymać w ryzach za pomocą układu kompensacji temperaturowej, co nieco komplikuje układ. Unipolar - odwrotnie, im cieplej, tym mniej prądu, upraszcza to konstrukcję wzmacniacza. Na dodatek bipolar najczęściej ulega uszkodzeniu na skutek przebicia i gdyby nie zabezpieczenia układowe, podaje pełne napięcie i prąd jakie może dać zasilacz. Co dzieje się z głośnikami, pisać strach. Unipolar uszkadza się jak bezpiecznik, traci "przejście", zwiększa to bezpieczeństwo na wypadek wpadki.

Lampa tranzystor lampa

Któż z melomanów, dłubaczy bardziej lub mniej, nie robił eksperymentów typu : „podłączę sobie kolumnę w miejsce głośnika taniego radia albo czegoś lampowego, stojącego u babci” Młodsi raczej mają marne szanse na tego rodzaju doświadczenia. Ludzie z pewnych roczników, z powodu biedy, a czasem z ciekawości, właśnie tak rozpoczynali wędrówkę przez las rozwiązań technicznych. Pomijam z racji poziomu tego opracowania, takich co zadali sobie zasadnicze pytanie: jak to działa ?

Ci skończyli jako eksperymentatorzy, konstruktorzy, elektronicy. Na szczęście oni już popękali ze śmiechu i zostajemy na tym poziomie rozważań bez ryzyka. Grupa zapaleńców amatorów to odrębna kategoria, która łączy po trochu zagadnienia z innych grup branży audio w sobie uznanych proporcjach. Sam się kiedyś zapaliłem i do dziś jakoś zgasnąć nie potrafię. Nie ukrywam, że zapłon nastąpił w chwili podłączenia kolumny Tonsil, tak zwanej piętnastki, do starego radia lampowego o nazwie Mińsk. Radio to służyło dziadkowi do słuchania Wolnej Europy i Głosu Ameryki. Kiedy dziadek szedł spać odkręcałem tylną ścianę odbiornika i robiłem swoje eksperymenty. Do wejścia sygnałowego w postaci jakby gniazda 220 V podałem sygnał z kaseciaka Grundig. Zza ściany brumu, bo Grundiga podłączyłem dwoma nieekranowanymi drutami, wydobyło się coś, co na zawsze odmieniło moje życie w sferze audio. Specyfika brzmienia jakie usłyszałem, rzuciła też cień na moje radio marki Amator 2 stereo. Kaseta jakiej użyłem była nagrana fabrycznie, kapela to The Cure, słucham ich do dziś i na nich się wychowałem. Przez otworek w obudowie Grundiga ustawiłem skos głowicy, dźwięk jaki słyszałem był inny niż wszystko co do tej pory znałem. Po powrocie z wakacji, zapadł wyrok na mojego Amatora. Bez wiedzy rodziców, sprzedałem go i zacząłem długą wędrówkę przez pustynię nędzy PRL – u, braku pieniędzy i czasu. Miałem wtedy 15 lat. Od trzynastego roku życia siedziałem po nocach z radziecką lutownicą i miernikiem również CCCP, miałem na koncie pierwsze grające radio DIY, wykrywacz metalu i inne konstrukcje, których nie sposób wymienić. Czas poświęcony elektronice skutkował dwójami w szkole ale pytanie, jak to działa, pchało mnie w nieprzespane noce. Po kilku latach naprawiałem większość telewizorów i innych urządzeń na osiedlu, coś tam zarobiłem i zacząłem budować swój wymarzony zestaw. Powstało wtedy wiele kolumn, wzmacniaczy, przewinęło się sporo magnetofonów, gramofonów, wykonałem setki jak nie tysiące napraw. Miałem mentora i drogowskaz w postaci kuzyna, był on krótkofalowcem i konstruktorem, pisał do gazety „Radioelektronik”, ale wymagał ode mnie bardzo wiele, za co jestem mu wdzięczny.

Proces ten z różnym nasileniem trwa do dziś. Przyznam się jednak, że zatoczyłem koło, nazwałem je lampa, tranzystor, lampa.

W międzyczasie zostałem muzykiem, gitarzystą, co wydatnie wyostrzyło mi zmysły na niuanse i smaczki, o których pisałem w kontekście brzmienia wzmacniaczy. Mogę powiedzieć, że przeszło mi prze ręce bardzo wiele wzmacniaczy, popularnych jak i drogich, topowych i mało znanych, wszystkie jednak były tranzystorowe. Pewnego dnia jednak trafił się "lampowiec" do naprawy, wyposażony w zupełnie inną perspektywę, niż tamta z czasów Mińska, zasiadłem do słuchania naprawionego wzmacniacza.


Bambino

Tak, celowo zataiłem fakt, że był to wzmacniacz zabudowany na pokładzie gramofonu Bambino. Jednak kolumny jakie podłączyłem do Bambino, były o 10 klas lepsze od tamtych piętnastek. No i stało się, zostałem pochwycony przez starą miłość.

Zaskoczyła mnie niesamowita muzykalność tej archaicznej konstrukcji, brzmienie sopranu było dźwięczne, bas niby okrągły i ciepły, ale kiedy trzeba wzmacniacz potrafił nieźle porysować słuch najdrobniejszymi szczegółami, w odbiorze muzyki pojawiło się coś magicznego, coś, za czym goniłem przez lata, a dziś mogę powiedzieć, że pojawił się w utworach, jakiś szczególny przekaz, określiłbym to jako klimat. Pojawiła się symfonia i harmonia jakiej trudno szukać w nawet bardzo drogich zestawach.

Po wielu wieczorach analiz i studiowania różnych opracowań dotyczących specyfiki układów lampowych, odkryłem w czym leży tajemnica. Okazało się, że wady lamp jako elementu wzmacniającego sygnał przysłużyły się do powstania tego zjawiska, a w zasadzie dwie najważniejsze.

  • Pierwsza to kompensacja dynamiki, polega to na skłonności lamp do ograniczania dużych pików w przebiegach sygnału, skutkuje to wyeksponowaniem tonów średnich, co bardzo korzystnie wpływa na "wokale" oraz na rozbudowanie sceny stereo, gdy dodać niespotykaną szczegółowość w odtwarzaniu detali, zakropioną bardzo miłym basem, efekt jest trudny do opisania.
  • Druga wada to skłonność wzmacniaczy lampowych do generowania parzystych harmonicznych, sęk w tym, że są one bardziej powszechne w naturze więc przyjazne dla słuchacza, nieparzyste, odebrane podświadomie, powodują efekt nazywany : „coś jest nie tak”. Zwyczajnie lampowca słucha się przyjemnie.

Magia świecących szkiełek, to pokłosie konstrukcji kinowych, budowanych bez obudowy, później moda ta powstała kiedy zaczęto eksploatować urządzenia lampowe wyjęte z obudowy. Były one konstruowane na solidnym, metalowym podwoziu, ale nadawały się również do użytku po wyjęciu z obudowy. Ktoś podchwycił urok żarzących się lamp i okazało się , że w takiej odsłonie stanowią doskonałe dopełnienie klimatu jaki są w stanie wlać w muzykę. Ta mieszaka walorów uczyniła ze wzmacniaczy lampowych, urokliwą część systemów audio.

Jako, że technika lampowa jest w sumie prosta, a poznawałem ją jako pierwszą, szybko nabyłem w cenie złomu dwa Bambiniaki i postanowiłem pozbawić je wad fabrycznych oraz zaopatrzyć w jedną obudowę. Pozwoliło to na uzyskanie wzmacniacza zintegrowanego złożonego z dwóch monobloków. Warto wspomnieć tu czym jest wzmacniacz zintegrowany, jest to konstrukcja zawierająca w sobie przedwzmacniacz, korektor barwy i końcówkę mocy. Oczywiście zacne systemy audio składają się z odrębnych końcówek mocy i odrębnych przedwzmacniaczy, jako przykład przytoczę tu wspomnianego Quada 405.

Quad 44-405.jpg

Quad 44.jpg

Quad 405.jpg

Zdjęcia: Kolega z Warszawy

Jest to jeden z doskonalszych wzmacniaczy tranzystorowych jakie słyszałem, oczywiście uchodzi już za kultowy. Jego tajemnica leży w prostocie układu i błyskotliwości projektanta, obok NAD – a 3020 i Tandbergów, stanowi on konkurencję dla moich ulubionych lamp.

Wracając do lamp, to ogrom rozwiązań i stosowanych lamp, stanowi istną kopalnię możliwości, poniżej zamieszczam przykłady ewolucji tych konstrukcji.

Fisher x100 występuje zwykle w obudowie typu "sleeve" nakładanej z wierzchu jak to było w standardzie odbiorników z lat 50-60 ubiegłego wieku, ale równie dobrze gra i prezentuje się bez tej obudowy.

Fisher-0.jpgFisher-1.jpgFisher-3.jpg Fisher-4.jpg

źródło: ebay

Fisher x-100 C link zewnętrzny

https://www.youtube.com/watch?v=kKSRyNlcLDM

Prawda, że wygląda znajomo ?

Teraz stary kinowiec - 1920's Webster Chicago FP82 Cinema Theater Mono Type 47

Webster -0.jpgWebster -1.jpg

Webster -2.jpgWebster -3.jpg

źródło: ebay

Nowoczesna konstrukcja wzorowana na zabytkowej

końcówki QUAD z XXIwieku i ich pierwowzór z lat 50-tych XX wieku

Quad -10.jpg

Quad -11.jpgQuad -12.jpg

Quad old -3.jpg

Quad old -2.jpgQuad old -1.jpg

źródło: ebay

Inne nowoczesne wzmacniacze z lampami na wierzchu

Mcintosh ebay- (17).jpg

źródło: ebay

Ten jest w wersji DIY (samodział)

DIY-Push-Pull-6V6GT-Tube-Amp.jpgDIY-Push-Pull-PP-6V6-Tube-Amplifier.jpg


źródło: https://diyaudioprojects.com/

Słowem tyle pomysłów ile głów.

Wracam jednak do historii Bambino.

Oto on w całej okazałości

Bam II - 05.JPG

źródło Technique.pl

Był to sprzęt coś jak mały fiat, lipny o marnych osiągach, ale zaniósł muzykę pod strzechy jak chyba żaden inny sprzęt audio w czasach PRL. Był to gramofon produkowany w wielu odsłonach po gramofonie Karolinka. Jego zaletą był wzmacniacz pokładowy, wzmacniacz miał mizerne osiągi, ale wersja przenośna w porównaniu do gramofonów stacjonarnie zabudowanych na wielkich radioodbiornikach, uczyniła zeń centrum bardzo wielu prywatek (obecnie domówek). Jak mówi piosenka : Wino, Bambino i..., tak to piosenka pt. : „Gdzie się podziały tamte prywatki”. Ludzie wychowani w świecie prostym, napełnieni marzeniami o świecie bardziej kolorowym, mają ten klimat we krwi. Młodsi wyczuwają jakiś tajemniczy posmak w takim rodzaju retro i mogę powiedzieć, że Bambino po remoncie potrafi kosztować nawet ok 1000 zł.

Pomijając walory sentymentalne, takich jak ja, zwolenników reinkarnowania Bambino do postaci nowoczesnej, jest wielu. Robią to na różne sposoby, często jest to tylko wyjęcie dwóch wzmacniaczy i upchanie ich nogą do jednej skrzynki po gwoździach a czasami coś co uchodzi za 2x ECL86, jest tak naprawdę ładną wersją Bambino stereo.

Moja koncepcja była oczywista, pozbawienie wad fabrycznych skutkujących dużymi przydźwiękami tego wzmacniacza, stało się punktem wyjścia. Zacząłem od rozmontowania elektroniki na części, po wymianie elementów podejrzanych, należało wszystko zmontować na nowo, z zachowaniem zasad budowy układów lampowych.

Fabrycznie Bambino wyposażono w minimalistyczny i źle zaprojektowany zasilacz. Masa została poprowadzona niechlujnie, częściowo przez stalowe elementy konstrukcji, nie wspomnę już o pętlach mas. Po zmontowaniu układu od nowa, oczywiście w montażu przestrzennym, punkt do punktu, na solidnej i krótkiej szynie masowej, po modyfikacji zasilacza, wzmacniacz zagrał wzorowo i bez brumu. Sama lampa ECL86, jest w istocie dwiema lampami zabudowanymi w jednej bańce, składa się z pentody małej mocy, pracującej jako stopień wyjściowy i triody, pracującej jako przedwzmacniacz. To tak jakby lampę EL86 i np. ECC83 władować do jednego szkiełka, co za oszczędność podstawek, wkładając jedną lampę mamy głos w TV, czy radiu. Można śmiało powiedzieć , że jest ona układem scalonym. ECL86 była wyprodukowana w milionach, królowała jako popularnie określana, lampa głosu. Mimo, że produkcja wygasła jest ich jeszcze bardzo wiele, a nawet trafiają się ze starego stoku w wersji NOS. Jej odpowiednikiem jest o wiele tańsza PCL86, jest to lampa identyczna z wyjątkiem żarzenia, lampy z literą E są żarzone napięciem 6,3 V, te na literę P mają żarnik na ok 12 V, były one stosowane w szeregowych układach żarzenia i ważny jest stosowny prąd płynący przez żarnik, który osiąga swoją wartość przy ok. 12V. Mając spore doświadczenie z lampowcami, mogę powiedzieć, że ECL – ka jest lampą niedocenianą, oferuje sensowne brzmienie w stronę interesujące, przy osiągalnej mocy ok 3W w klasie A SE. W układzie PP moc wzmacniacza oscyluje w granicach 5 – 6 W a to na małą lampę całkiem nieźle.

Magia jednego wata

Jest całkiem spora grupa słuchaczy i pasjonatów wzmacniaczy lampowych, którzy zakładają kluby jednego wata, szczycą się słuchaniem muzyki ze sprzętu w klasie A SE, prześcigają się w wynajdowaniu stareńkich kolumn wysoko skutecznych i świetnie się tym bawią. Osobiście wywodzę się z tej grupy lampiarzy. Ale czemu to poszło w tą stronę ? Jest wiele opracowań na ten temat. Postaram się to zrozumiale wytłumaczyć. Brzmienie wzmacniacza lampowego z transformatorem na wyjściu jest ściśle uzależnione od jakości transformatora wyjściowego – głośnikowego. Skoro tak to po co go stosować, wynika to ze specyfiki pracy lamp, operują one dość wysokim napięciem w stosunku do płynącego przez nie prądu. Głośnik ma zgoła inne zapatrywania, woli raczej ampery, niż wolty, transformator ma właśnie tą zależność odwrócić na korzyść prądu.

Pasmo akustyczne jest dość rozległe jak na na możliwości transformatorów rdzeniowych, jakość blach a zwłaszcza ilość krzemu w stali, sposób nawijania wiążący się pojemnością między uzwojeniami, w końcu wielkość rdzenia, wszystko to wpływa na zdolność transformatora do przenoszenia częstotliwości. Trochę lepiej pod tym względem wypadają toroidy.

Jednak zależność wielkości transformatora i częstotliwości przenoszonej w uproszczeniu sprowadza się do tego, że większe lepiej przenoszą bas, mniejsze za to sopran. Z tego powodu wykształciła się grupa użytkowników lampowców, preferująca moce poniżej 5 W i najlepiej jeszcze w klasie A SE.

Jak już wspomniałem sam się wywodzę z tej szkoły, trwało by to do dziś, gdyby nie zakup tubowych kolumn ATL HD 306. Okazały się trudne do wysterowania dla mojego Bambino, ale nie tak łatwo było mi zrezygnować z klasy A, podjąłem się budowy wzmacniacza na silniejszej pentodzie EL84 i na doskonałej duo triodzie ECC83. Schemat Bambino - to w zasadzie podstawowa aplikacja do triody i pentody, zamknięta pętlą ujemnego, zwrotnego sprzężenia (UZS), na pętli zabudowano regulator barwy, rys poniżej to właśnie Bambino.

BAMBINO 2 SCHEMAT.jpgBAMBINO 2 OPIS.jpg

źródło: Technique.pl

Narysowałem go po swojemu, dodałem kondensatory odprzęgające, zasilanie poszczególnych stopni wzmacniacza, regulator zastosowałem między stopniami, typowy układ pasywny jak w większości starych lampowców, tyle, że wartości elementów i ostateczne brzmienie są już moją słodką tajemnicą, głębokość sprzężenia zwrotnego również. Tak powstał Bambino-nie-Bambino, czyli całkiem nowy projekt w klasie A SE o mocy 0k. 4,5 W. Z upływem czasu skłoniłem się w końcu w stronę PP, klasa A nie napędzała właściwie moich ATL – ek, testy tych kolumn pod tranzystorowcami, pokazały ich doskonałe parametry.

Wielka galeria odmian i wariantów Bambino

Rysunek-24.jpgRysunek-25.jpg

Rysunek-26.jpgRysunek-27.jpg

Rysunek-28.jpg

Rysunek-29.jpg

Rysunek-30.jpg

Rysunek-31.jpgRysunek-32.jpg

Rysunek-32a.jpg

2xWG460 i pokrewne

Rysunek-37.jpg

Tak powstał 2 x WG460, jako integra na bazie doskonałego wzmacniacza z gramofonu Fonica. Ale jak się bakcyla złapie to już usiedzieć trudno, ponieważ oryginał WG 460 jest na lampach ECL86 i ECC82, bo tak było taniej, dość szybko przeprojektowałem ten schemat pod EL84 i ECC83, no i to był prawie strzał w dziesiątkę. Lampy EL84 w układzie PP mogą pracować z mocą 8 W a transformatory z gramofonu były sześciowatowe, to zacząłem się rozglądać za transformatorami 8 W. Moim marzeniem było zdobycie jakiś starych DYNACO lub FISHERA ale to graniczy z cudem, a dawcy za 8 tys. nie rozbiorę do konstrukcji DIY. Trafiłem w końcu na satysfakcjonujące transformatory i wzmacniacz przybrał formę w której cieszy mnie do dziś.

WG 460 PP 4 x ECL86 + ECC 83 – reinkarnacja

Kiedy słucham mojego WG 460 uświadamiam sobie genezę jego pochodzenia. Zwyczajnie była to powtórka schematu w który się wpasowałem jako młody człowiek, eksperymentując z radiem dziadka, ten sam imperatyw popchnął mnie do zabawy z Bambino. Zwyczajnie, mając już pewne doświadczenie z konstrukcjami lampowymi, wyszedłem z założenia, że WG 460 zgotuje mi podobną niespodziankę, nie zawiodłem się, mało tego jestem szczęściarzem, dwa gramofony to wydatek rzędu 500 zł a wzmacniacz który mam gra jak bardzo drogie konstrukcje. Powstało ich siedem szt. ludzie którzy przyszli go posłuchać już bez WG 460 wyjść nie chcieli.


Rysunek-39.jpgRysunek-38.jpg

WG 460 PP 8W, w obsadzie EL84 + 3 x ECC83 – projekt autorski

Rysunek-40a.jpgRysunek-40b.jpg

EL84 + ECC83 – reinkarnacja

Rysunek-35.jpgRysunek-36.jpg


Rysunek-33.jpgRysunek-34.jpg

Era dużej lampy

Rysunek-46b.jpg

Wprawdzie wiele lampowców naprawiłem i słyszałem jak grają ale jeden wbił mi klina w świadomość, był to Fisher x 100. Miałem obsesję na punkcie choćby dogonienia jego jakości, gdzieś z tyłu głowy miałem jednak świadomość, że mistrzami w nawijaniu traf głośnikowych był Fisher i Dynaco, nie zrażało mnie to jednak. Postanowiłem zbudować większy palnik, z sentymentu do polskich konstrukcji, nabyłem z demobilu kilka sztuk AMPLI WR oraz TELOSÓW, były dawcami transformatorów i podwozi (chassis), na ich bazie zabudowałem wersje monoblok oraz wersje stereo, po gruntownej modyfikacji ich schematów, rzecz jasna. Zasadniczo zbudowałem od nowa wzmacniacze w starych obudowach, z racji wyglądu i głośnej pracy traf sieciowych, nazwałem je roboczo, spawarkami. O ile małej lampy zbudowałem dziesiątki szt. spawarek powstało kilka i są to niepowtarzalne perełki. Duża lampa nie przysporzyła mi zawodu, grają doskonale, ale po licho mi piec akumulacyjny w domu a 30 W w lampie to latająca siekiera. Spawarki grają w rodzinie i u przyjaciół, moja córkę wyposażyłem w dwa monobloki w złotym kolorze.

AMPLI / TELOS – Spawarki (PP 35W EL34 + ECC83), monobloki i wersje stereo, projekt autorski

Rysunek-41.jpgRysunek-42.jpgRysunek-42a.jpg

Rysunek-43.jpg

Rysunek-44.jpgRysunek-45.jpg

Rysunek-46.jpgRysunek-46a.jpg

Pełne morze

Rysunek-50.jpg

Tak oto odbiłem od lądu pod flagą Bambino 2 i wypłynąłem na pełne, lampowe morze. Naturalną konsekwencją było dążenie do lampowych przedwzmacniaczy, mocno namawiał mnie do podjęcia tych wyzwań, pewien pasjonat audio i przyjaciel z Warszawy. Skończyło się na tym, że dostałem od niego niedokończony projekt, moim zadaniem było wyeliminowanie przydźwięku, który wynikał z jak się okazało błędów konstrukcyjnych, jest to nadal otwarta księga. Póki co poprzestałem na budowie preampu na bazie płytek klona EAR 834, jakich wiele w sieci, oczywiście przebudowałem ten schemat, tak że dostał oprócz wejścia z korektą RIAA, też wejścia do sygnału z tunera i CD. Jako konturolubny, oczywiście zaprojektowałem do niego swój Loudness i tak powstał całkiem ciekawy przedwzmacniacz w obudowie po starym tunerze Faust Unita, klon EAR powstał w dwóch odsłonach ale są bliźniacze, drugi cieszy moją córkę. Odsłuch winyli w pełnej lampie to przeżycie samo w sobie.

Faza preampów

Rysunek-49.jpgRysunek-51.jpg

Ziemia obiecana

Ziemia obiecana – naprawa, renowacja Fisher X 100 C

Rysunek-52.jpg Rysunek-53.jpg

Nigdy jednak nie porzuciłem marzenia o posiadaniu amerykańskiego wzmacniacza lampowego sprzed pięćdziesięciu lat. Cierpliwie skanowałem wszelkie aukcje i w końcu za ułamek rynkowej ceny trafiłem na Fishera X 100 C. Wzmacniacz był spleśniały i czarny od brudu, poważne uszkodzenia skłoniły właściciela do sprzedaży, próbując wytropić usterkę wstawił komplet nowych lamp, czyli okazja dla mnie. Po renowacji i naprawie jest to drugi wzmacniacz lampowy, nadworny, słucham raz swojej konstrukcji, raz X 100. Co mogę powiedzieć w kwestii doganiania jego jakości, to tylko tyle, że oba grają porównywalnie z małymi różnicami w bukiecie smaczków. Czy jest to powód do dumy ?

Raczej nie, jest to powód do ogromnej satysfakcji i radości z słuchania muzyki. Miłym akcentem są nawiedzające mnie wycieczki, przychodzą ludzie zupełnie obcy, przyprowadzani przez znajomych, ludzie zwykli i niezwykli, posiadacze różnych zestawów audio, niekiedy bardzo drogich. Siadamy i zaczynamy słuchać muzyki, nie ma w tym zadęcia, zazdrości a raczej ciekawość, tak poznałem wartościowych kolegów, mam trochę napraw lampowców dla kilku kapel. Zarażam pasją do audio analogowego, nie wartościuję, nie stawiam lamp ponad tranzystorem, NAD służy mi do słuchania radia przy obieraniu kartofli i powiem szczerze, kiedy odpalam swój zestaw mam za każdym razem tą sama gęsią skórkę co za pierwszym razem.

Podsumowanie czyli Wizytówka

Rysunek-54.jpg

Powyższe konstrukcje powstały w ramach pasji i hobby, zawodowo już dawno nie zajmuję się wszystkim co na prąd. Każda z moich konstrukcji z założenia była też platformą szkoleniową, uruchomienie układu na tak zwanego pająka również wymaga sporego nakładu pracy. Podejmowałem więc decyzję o zrobieniu niskobudżetowej obudowy, na zasadzie - a co mi szkodzi. Kiedy osiągałem zadowalający efekt, wypadało projekt zamknąć, bo szkoda włożonego czasu. Tak dla zabawy zbudowałem naprawdę sporo urządzeń. Rozpowszechnianie Bambino w reinkarnowanej wersji najczęściej wyglądało prozaicznie. Pojawiał się jakiś znajomy, który złapał lampowego bakcyla z pytaniem co dalej. Moja rada sprowadzała się do jednego stwierdzenia, kup dwie szt "Bambiniaków" i zwróć mi koszt niezbędnych zakupów oraz postaw lita i gęś, a za kilka dni posłuchasz swojej pierwszej lampy. Jak się nie spodoba, to tracisz śmieszne pieniądze, po drodze często pokazywałem palcem aukcję ze starymi kolumnami np. Heco, czy Telefunken, tak na wszelki wypadek, aby nie zrazić młodego adepta lamp, gdyby jakieś dziwne kolumny chciał podłączyć. Wiele z tych zestawów zostało na zawsze u swoich właścicieli i są drugim zestawem a nawet i pierwszym, podstawowym. Magia Bambino uczyniła go żywym na nowo, nie jeden parsknie teraz pod nosem, zerkając na swój "wzmak wypas" za jedyne 38 tys. zł. Jeśli jednak ktoś spotka na swojej drodze dobrze zmontowane Bambino, radzę się zatrzymać z odrobiną otwartości, szacunku i sentymentu, zapewniam, że istnieje ryzyko pochwycenia w chmurę magii Bambino, a nawet zakochania się, czego życzę wszystkim czytelnikom historii Bambino 2.


Tekst i ilustracje za wyjątkiem oddzielnie opisanych: Grzegorz Puszkarski


Współpraca: Kolega z Warszawy :)


Powrót do "Strony głównej"


Powrót do "Wydania 2023"